Homoseksualizm i umiłowanie śmierci, Richard Bledsoe
W 1980 roku Migde Decter opublikowała w Commentary niezwykle pouczający artykuł na temat homoseksualizmu. Miał on cechy autobiograficzne, gdyż odwoływał się m.in. do doświadczeń autorki z wakacji spędzonych na Fire Island u brzegów New Jersey. W czasach jej młodości Fire Island było miejscem wakacyjnego odpoczynku klasy średniej z Nowego Jorku. Przyjeżdżały tam również grupy homoseksualistów. Rodzina Midge zwykła odwiedzać Fire Island każdego roku. Przez te wszystkie lata obecność homoseksualistów stawała się na wyspie coraz bardziej dostrzegalna. Pod koniec lat sześćdziesiątych Fire Island była już powszechnie znana jako miejsce ich spotkań. Z początku kontakty między hetero- i homoseksualistami były ciepłe i pełne wyrozumiałości. W znacznym stopniu obie grupy wspólnie spędzały czas na wypoczynku i zabawach. W którymś jednak momencie to się skończyło i wszyscy czuli, że od tej pory drogi obu społeczności rozeszły się.
Midge wspomina o tym, aby pokazać, że miała liczne okazje, by lepiej poznać homoseksualistów w bezpośrednich z nimi kontaktach. To znaczy, że jej obserwacje nie są wyssane z palca, ale wyrastają z bogatego doświadczenia. Jednak nie będę tutaj opisywał w detalach całego kontekstu jej rozważań, a zainteresowanych odsyłam do artykułu Midge („The Boys On the Beach”, Commentary, September 1980).
Głównym wnioskiem Midge przedstawionym barwnie i z wigorem jest stwierdzenie, że im bardziej gejowska [„gay” po angielsku znaczy „wesoły”] społeczność wychodziła z podziemia, tym mniej była wesoła. Im większą akceptację, a nawet aprobatę zdobywała wśród liberałów z wyższej klasy średniej, tym bardziej stawała się ponura i tym większa owładała ją obsesja śmierci.
Midge opisuje homoseksualistów, których poznała na Fire Island. Zawsze istniało wyraźne rozróżnienie my-oni. Bardzo rzadko zdarzały się przypadki bliższych znajomości lub przyjaźni. „Istniał bardzo charakterystyczny i szczególnie homoseksualny rodzaj żartów. Trudno go zdefiniować i przeanalizować, niemniej jednak nie sposób go nie rozpoznać. Przede wszystkim cechowała go uszczypliwość. Również ta uszczypliwość była szczególna, zabawna i zaskakująca jednocześnie. (…) Wystarczy powiedzieć, że o ile samemu nie jest się przedmiotem takich żartów, to inteligentni homoseksualiści mogą być uważani za najbardziej zabawne towarzystwo na świecie”. Opisuje też niesamowite i wspaniałe przyjęcia organizowane przez homoseksualistów oraz niezwykłą kreatywność, dzięki której ich obozowisko zamieniało się w świat fantazji.
Jednak z upływem czasu to wszystko zanikło. Społeczność homoseksualistów stała się smętna, poważna, narcystyczna w sposób poprzednio niezauważalny. Później dochodziły słuchy o samobójstwach. Chyba widzicie już ten obraz. Midge kończy artykuł opisem salonów sado-maso w San Francisco, gdzie za opłatą można dostać po buzi. Co się stało?
Midge bardzo ostrożnie formułuje tezę, że homoseksualizm jest w swej istocie masochistyczny i prowadzi do znienawidzenia samego siebie. Konserwatywne społeczeństwo jest dla homoseksualistów błogosławieństwem, ponieważ hamuje to, co bez tych społecznych hamulców doprowadziłoby ich do autodestrukcji. Chłopcy na plaży (tak brzmi tytuł artykułu Midge) spędzali na Fire Island sześć tygodni w roku. Tam mogli „wyrazić siebie”. Przez resztę roku ukrywali swą „prawdziwą” twarz, wiedząc, że zostaliby ukarani przez społeczeństwo za otwarte praktykowanie homoseksualizmu. Kiedy jednak społeczeństwo przestało ich za to karać, wtedy sami zaczęli to czynić, czego rezultatem były samobójstwa i wizyty w salonach sado-maso. Można wręcz powiedzieć, że w momencie, gdy policja przestała bić chłopaków, wtedy sami zaczęli okładać jeden drugiego.
Istnieją dwie teorie tłumaczące źródło frustracji u homoseksualistów. (1) Homoseksualiści są prześladowani i nieakceptowani przez społeczeństwo, co zmusza ich do tłumienia ich prawdziwej natury. (2) Homoseksualizm sam w sobie jest masochistyczny, a zachowania homoseksualne są wyrazem śmiertelnej patologii. Liberałowie oczywiście opowiadają się za pierwszą teorią. Biblia wspiera drugą. „Ci, którzy znają orzeczenie Boże, że ci, którzy to czynią, zasługują na śmierć, nie tylko to czynią, ale jeszcze pochwalają tych, którzy to czynią” (Rz 1,32). To samo mówi popadły obecnie w niełaskę Edmund Bergler, który określa każdy rodzaju neurozy jako „masochizm”, homoseksualizm nazywa jednak „masochizmem do kwadratu”. (Rushdoony właśnie od Berglera zapożyczył wątek masochizmu, który tak dobrze rozwinął w The Politics of Guilt and Pity.)
Midge Decter zdaje się mówić, że w konserwatywnym społeczeństwie (które nigdy nie wyeliminuje homoseksualizmu) niewiele trzeba, aby zaspokoić masochistyczne potrzeby homoseksualistów. Wystarcza groźba utraty pracy lub innych szykan. Jednak im bardziej liberalne staje się społeczeństwo, tym trudniej zaspokoić te potrzeby. Stąd bierze się uzależnienie od narkotyków, choroby weneryczne i samobójstwa. Z tych okruchów homoseksualnej publicystyki, która do mnie dociera, wnioskuję, że ta społeczność nie wiedziałaby, co z sobą zrobić, gdyby nie była całkowicie zaabsorbowana swoją rolą męczenników z powodu AIDS. Oni chcą śmierci, a leżąc na łożu śmierci, chcą wykrzyczeć w twarz społeczeństwu: „Widzicie, co nam zrobiliście?! To wasza wina!”
Mogę się założyć, że nawet gdybyśmy ukryli się w jaskiniach i dali homoseksualistom wszystko, czego pragną, to oni wciąż czuliby się pokrzywdzeni. Myślę, że jest to jeden z argumentów przeciwko legalizacji małżeństw homoseksualnych (nie mówiąc o tym, że trwałe związki homoseksualne to mit), co stanowi ostatnią przeszkodę do pełnej akceptacji. Przekroczenie tej bariery oznaczałoby koniec „łaski powszechnej” dla takiej społeczności i początek jej końca.
Jeszcze jedno. Myślę, że Jezus mówi o psach i świniach w Ew. Mateusza 7,6, ponieważ psy i świnie są zwierzętami gromadnymi. W pojedynkę psy, a pewnie i świnie, są bardzo przyjemnymi kompanami. Zapytajcie jednak jakiegoś rolnika, do czego jest zdolne stado świń lub sfora psów. Myślę, że z tego powodu Biblia nazywa homoseksualistów uprawiających prostytucję „psami”. Tak, homoseksualista w pojedynkę, tu i tam, może być czarujący, dowcipny i utalentowany. Jednak grupę homoseksualistów uprawiających prostytucję, która cieszy się ogólną akceptacją z powodów religijnych i ideologicznych, cechuje ostra rywalizacja, zawiść, podstęp i szukanie winnych – i to w najczystszej formie.
Wiele o tym myślałem w ostatnich czasach, ponieważ jako pastor miałem do czynienia ze sporą liczbą osób dręczonych przez homo-erotyczne skłonności lub urojenia. Sądzę, że orientacja seksualna jest jedną z największych tajemnic wszechświata. Nie wszystko jest jasne jak słońce w zenicie. Jednak homoseksualizm jest zarówno duchową przypadłością, jak i „grzechem ciała”. Jest okropnym pomieszaniem symboli. Jest ściśle związany z wewnętrznym rozdwojeniem.
Każdy z nas jest rozdwojony. „Rozmawiaj o tym z sercem swoim i milcz” (Ps 4,5). Ludzi cechuje auto-transcendencja. Mówi o tym Augustyn, kiedy stwierdza, że ludzka dusza podobna jest do Trójcy – możemy wyjść poza siebie i rozmawiać sami z sobą. To rozdwojenie jest szczególnie zachwiane u homoseksualistów. Oba „ja” nienawidzą siebie nawzajem i nie czują potrzeby bycia uzupełnionym przez drugie „ja”. Jedno „ja” próbuje pożreć drugie „ja”. Homoseksualiści nie szukają pełni w związkach z osobami płci przeciwnej. Zamiast tego dążą do kopiowania lub stworzenia idealnego „ja”, posługując się innymi osobami lub żerując na nich. Zaabsorbowanie samym sobą tworzy wir, z którego niezwykle trudno się uwolnić.
Samobójstwa związane z homoseksualizmem wynikają w wewnętrznego przekonania o tym, że prawdziwe „ja” już nie żyje, co pociąga za sobą potrzebę uśmiercenia publicznego „ja”, aby doprowadzić do wewnętrznej harmonii. Kiedy wypalają się wszelkie związki z innymi ludźmi, wtedy homoseksualista nie znajduje już nic ważnego ani pięknego w swoim otoczeniu lub we wciąż żywym „ja”, co mogłoby powstrzymać go od samobójstwa.
Myślę, że opis kompletnej moralnej anarchii z Listu do Rzymian 1,28-32 bardzo dobrze pasuje do homoseksualnej koterii. Czytamy tam o homoseksualnej sforze. Bezpardonowa rywalizacja, zawiść i pogarda stanowią jej całą rzeczywistość. To stan krańcowego wypalenia.
Uczestniczymy w interesującym i przerażającym eksperymencie społecznym, mającym na celu sprawdzenie, do czego prowadzi „uwolnienie” homoseksualizmu. Zapewne rezultat nie będzie piękny i jeszcze raz przekonamy się, że Bóg wiedział, co mówi.
Tłumaczył Bogumił Jarmulak.