Światło Bożego Narodzenia; Peter J. Leithart
„W Słowie było życie, życie zaś było światłością ludzi, a światłość świeci w ciemności”. Tymi słowami Jan pisał o wcieleniu Syna. Przyszedł On na świat jako żyjący i jako dawca życia.
To dobra nowina. Na początku Bóg przemówił i światło rozjaśniło ciemność. Zaś wieczny dzień jest w Apokalipsie symbolem życia wiecznego. Pomiędzy początkiem historii a jej kulminacją pojawia się Jezus – brzask nowego dnia, początek nowego życia dla świata.
Jednak światło jest również źródłem trwogi.
Ponieważ światło rozprasza mroki, dlatego również obnaża nas, którzy ukrywamy się w ciemności. Kiedy zaś zostajemy obnażeni, to również zostajemy zawstydzeni.
W czasach Starego Testamentu Bóg, który jest światłością, mieszkał pośród swojego ludu, lecz Jego światłość ukryta była za zasłoną Świątyni. Światłość Boża płonęła na świeczniku, lecz sam świecznik nakryty był korcem.
Wraz z wcieleniem ukryta światłość Boga ukazała się światu. Na jej widok ludzie pyszni i samolubni zaczęli szukać ukrycia. Wcześniej Bóg przymykał oko na ignorancję i grzech. Teraz już tak nie czyni. Nowe Przymierze nie osłabia wezwania do pokuty i nawrócenia, lecz je wzmacnia.
O pierwszym adwencie czytamy w Księdze Rodzaju, w rozdziale trzecim, gdzie Jahwe przybywa w porannym powiewie Ducha, przyzywając Adama i konfrontując go z jego grzechem. Od tego czasu za każdym razem, kiedy jaśnieje światłość Boża, ujawnia ona grzech, zawstydza, osądza. Za każdym razem mamy ochotę sięgnąć po liście figowe.
Walczmy z tą pokusą. Nie obwiniajmy innych za nasze grzechy. Nie próbujmy sami je zakryć. Nie odwracajmy się od światłości, lecz zmierzajmy ku niej. Prośmy Boga, aby światłość Jezusa rozjaśniła mroki naszego życia. Ponieważ światłość to życie, nawet jeśli odczuwamy je jako tchnienie śmierci.
Tłumaczył Bogumił Jarmulak.
Źródło: Christmas Light