Cztery wymiary ludzkiego życia; James B. Jordan

Eugen Rosenstock-Huessy w wielu fascynujących i momentami donkiszotowskich publikacjach wskazywał na czterowymiarowość ludzkiego życia. Te cztery wymiary to: wewnętrzny, zewnętrzny, przeszły i przyszły. W niniejszym artykule chcę pokazać, jak te wymiary odnieść do życia Kościoła.

Każdy z nas odnosi się w jakiś sposób do grupy, do której przynależy, oraz do tych, którzy są poza tą grupą. Ponieważ jesteśmy stworzeni na obraz Boży, a w szczególności na podobieństwo Drugiej Osoby Boskiej, czyli Słowa, dlatego relacje społeczne wyrażają się przede wszystkim w języku. Istnieją „ja” i „ty”, „my” i „oni”. W niektórych językach rozróżnia się ponadto między formą „ty” odnoszącą się do osób przynależących do grupy oraz formą „ty” odnoszącą się do tych na zewnątrz.

Podstawową grupą czy też kręgiem wewnętrznym jestem ja sam, a wszyscy inni istnieją poza nią. Inną podstawową grupą jestem ja i moja żona lub kościół, do którego należę. Na zewnątrz są inne kościoły, poganie i ateiści. Funkcjonujemy również w grupach przyjaciół, znajomych lub kolegów. Do członków grupy odnosimy się w inny sposób niż do ludzi spoza niej – bardziej subiektywnie i przychylnie.

Każdy z nas odnosi się także w ten lub inny sposób do przeszłości i przyszłości, zaś wypadkową tego stosunku jest to, co nazywamy teraźniejszością. Z fizycznego punktu widzenia teraźniejszość jest ledwo zauważalnym ostrzem brzytwy oddzielającym przeszłość od przyszłości. Jednak w życiu człowieka zwykle teraźniejszość jest bardziej rozciągnięta w czasie i dopiero w jej świetle mówimy o przeszłości i o przyszłości.

Istniejemy w wielu różnych teraźniejszościach. Możemy znajdować się na wykładzie trwającym godzinę. Możemy być w okresie wyznaczonym przez początek i koniec semestru. Możemy uznać wiek XX lub czas po zakończeniu wojny w Wietnamie za naszą teraźniejszość. W każdym z tych przypadków teraźniejszość zdefiniowana jest przez naszą świadomość – poza doświadczeniem człowieka nie cechuje jej żadna „naukowa” rzeczywistość.

Granice teraźniejszości wyznaczone są przez to, co znajduje się po obu jej stronach – przeszłość i przyszłość. Nie żyjemy w Średniowieczu ani w epoce podróży międzygwiezdnych. Naszą teraźniejszością nie jest Pierwsze Stworzenie ani chwała Przyszłego Wieku. Nie czytasz tego artykułu wczoraj ani jutro, lecz dzisiaj.

Jako ludzkie „słowa Boga” posługujemy się językiem wyrażającym przeszłość i przyszłość zwykle przy pomocy koniugacji. Możemy więc mówić o czterech rodzajach wypowiedzi ukazujących cztery wymiary ludzkiego życia:

  1. Wewnętrzny – „jestem”; niepowodzenie w relacjach wewnątrz grupy skutkuje anarchią.
  2. Zewnętrzny – „on nadchodzi”; niepowodzenie w relacjach z tymi, którzy żyją poza grupą, skutkuje wojną.
  3. Przeszły – „przyszedłem”; niepowodzenie w przeszłości skutkuje jej odrzuceniem i rewolucją.
  4. Przyszły – „przyjdę”; niepowodzenie w przyszłości skutkuje dekadencją.

Widzimy to, co na zewnątrz. Wzrok nie dostarcza jednak zbyt wielu istotnych informacji na temat innych osób lub Boga.

Słyszymy to, co dzieje się w grupie. Dzięki słuchaniu poznajemy życie innych osób. Grupa składa się z tych, którzy się nawzajem słuchają. Bóg i święci dają się poznać przez słowa, nie zaś przez obrazy.

Dotykamy przeszłości, ponieważ przeszłe życie i aktywność pozostawiają struktury i schematy (miasta, domy, kościoły, zwyczaje itd.), które nadal tworzą kontekst i ramy naszego życia.

Wyczuwamy przyszłość, czyli to, co nadchodzi.

Ponieważ Bóg jest Jednym i Trzema, dlatego społeczeństwo ludzkie kieruje się podobnymi zasadami co jednostki. Pomyślmy o jakimś przedsiębiorstwie produkcyjnym. W każdym znajdujemy cztery rodzaju pracowników: kierowników, sprzedawców, inżynierów i robotników. Sprzedawca ma za zadanie zaprezentować produkt ludziom na zewnątrz. Inżynier opracowuje nowe produkty lub ulepsza stare. Robotnik wykonuje pracę określoną w przeszłości.

Pomyślmy też o lokalnym kościele. Jego zadaniem jest wprowadzenie harmonii i równowagi w życie wiernych, aby ustrzec ich przed anarchią, wojną, rewolucją i dekadencją.

  1. W duszpasterstwie kościół zajmuje się członkami grupy.
  2. W ewangelizacji kościół zwraca się do tych, którzy są na zewnątrz.
  3. W liturgii kościół odnosi się do swojej przeszłości. Mówiąc zaś o liturgii, rozumiem ją szeroko i zaliczam do niej również prawa i zwyczaje ukształtowane przez minione pokolenia. Można więc w tym przypadku mówić o funkcji apostolskiej.
  4. Funkcja profetyczna kościoła polega na kształtowaniu przyszłości lub na przygotowaniu się na nią.

Apostoł Paweł pisał o czterech darach dla Kościoła: apostołach, prorokach, ewangelistach i pastorach-nauczycielach. W ścisłym znaczeniu tych słów apostołowie i prorocy odeszli do przeszłości, ponieważ Nowy Testament dopełnia depozyt normatywno-liturgiczny (apostolski) i profetyczny Kościoła. Niemniej jednak możemy mówić, że nadal pewni ludzie pełnią w Kościele funkcje bardziej apostolskie (zachowanie i kultywowanie tradycji, nastawienie na kwestie normatywno-liturgiczne), inni zaś pełnią funkcje bardzie profetyczne (wzywanie do zmian) czy też ewangelizacyjne (służba nakierowana na ludzi z zewnątrz) lub pastoralne (duszpasterstwo wśród wiernych).

Zarówno w Kościele, jak i w społeczeństwie znajdujemy ludzi bardziej zawiedzionych, wewnętrznie skonfliktowanych, podatnych na depresję. Zależy im głównie na zmianie. Z powodu cierpienia są otwarci na przyszłość. Są melancholikami. W przeszłości sporo takich osób można było znaleźć w kręgach reformowano-prezbiteriańskich, które zrewolucjonizowały świat zachodni.

Inni zaś są o wiele bardziej zrelaksowani. Nie widzą potrzeby zmian. „Po co to naprawiać, skoro nadal działa?” – jest ich mottem życiowym. Są flegmatykami. Wielu z nich zasila współcześnie kościoły episkopalne, prezbiteriańskie oraz ewangelikalne.

Jeszcze inni są bardzo towarzyscy. Można ich nazwać sangwinikami. Dobrze sprawdzają się w ewangelizacji. Wiele takich osób można spotkań np. w Campus Crusade for Christ.

W końcu spotykamy tych, którzy pomagają innym poukładać sobie życie. Chętnie zadzwonią o szóstej rano, aby upewnić się, że nie zapomniałeś o porannej modlitwie. Są typem choleryka. Spotykamy ich np. wśród Nawigatorów.

Kiedy którykolwiek w tych typów osobowości zostanie zniekształcony przez grzech, wtedy staje się wynaturzeniem oryginału. Widzimy to na przykładzie czasów Jezusa, kiedy w Izraelu ukształtowały się cztery główne denominacje. W tej lub innej formie występują po dziś dzień w Kościele.

  1. Saduceusze poszli na kompromis w wymiarze zewnętrznym i zaakceptowali wiele elementów greckiej filozofii. Obecnie tę grupę nazywamy liberałami.
  2. Esseńczycy zamknęli się w ramach własnej grupy i odizolowali od świata zewnętrznego. Historycznie w Kościele byli to anabaptyści, zaś współcześnie spotykamy takich chrześcijan w różnych grupach pietystycznych.
  3. Faryzeusze stali na straży tradycji, lecz w którymś momencie zaczęli ją traktować bałwochwalczo, absolutyzować i tym samym niszczyć. Obecnie wielu tego typu chrześcijan spotykamy w kręgach prawosławnych, rzymsko-katolickich i anglikańskich, a także bardziej tradycyjnych kręgach baptystycznych i prezbiteriańskich.
  4. Zeloci byli zorientowani na przyszłość, lecz odrzucili pobożne metody realizacji obietnic Bożych. W czasach Reformacji wiele było takich grup rewolucyjnych. Dziś spotykamy takie osoby między innymi wśród aktywistów pro-life.

Hebrajczycy w czasach Mojżesza byli nastawieni na przeszłość. Mieli mentalność plemienną i tradycjonalistyczną. Bóg skorygował to nie przy pomocy proroctwa, lecz nakazując im spojrzeć ku górze i na zewnątrz. Spojrzenie ku górze było spojrzeniem ku Przybytkowi zbudowanemu na podobieństwo niebieskiego sanktuarium. Prawo i liturgia w swej formie były apostolskie i zakorzenione w przeszłości, podkreślając treść misji Izraela skierowanej do narodów. Warto to podkreślić, że terapią na tradycjonalizm nie była wizja przyszłości – pewnie nikt by jej nie przyjął. Tradycjonaliści potrzebują konfrontacji ze światem zewnętrznym.

Izraelici w czasach Dawida przyjęli wizję Boga jak Króla Niebieskiego panującego nad szerokim światem. Zaniedbali jednak więzi wewnątrz grupy. Lekarstwem na to był Psałterz i Świątynia będąca architektonicznym wyobrażeniem Psałterza – obłokiem utworzonym przez chór i orkiestrę Lewitów otaczającym tron Boga na Ziemi. W tym przypadku Bóg skorygował zbytnie zorientowania na zewnątrz przez skierowanie uwagi ludu do wnętrza. Psałterz bowiem kieruje uwagę ludu ku własnemu wnętrzu, ale też ku członkom własnej grupy.

W czasach Resztki i powrotu z niewoli Żydzi stali się bardzo zamkniętą grupą. Przyjęli i zinternalizowali Psałterz, lecz stali się też hermetyczni. Potrzebowali wizji przyszłości i sądu, którą przynieśli im prorocy. Wizja ta otworzyła ich na pozostałe trzy wymiary życia. Znów warto zwrócić uwagę na zastosowaną terapię – pietystycznie nastawieni introwertycy raczej nie zaakceptują wezwania do zaangażowania społecznego i tworzenia instytucji kulturalnych w celu transformacji społecznej. Dla nich będzie to wezwaniem do kompromisu. Mogą jednak przyjąć wezwanie do pokuty, w wyniku której Bóg przemieni świat.

W końcu, pierwsi chrześcijanie tak bardzo zorientowali się na przyszłość, że oczekiwali bardzo rychłego końca świata. Potrzebowali dużej dawki przeszłości. Dlatego Jezus tak często odwoływał się do Starego Testamentu. Podobnie czynili apostołowie.

Również obecnie wielu chrześcijan wierzy, że historia już wkrótce dobiegnie swego kresu, a Chrystus powróci lada chwila. Dlatego lekarstwem na nasze odchylenie jest poznawanie całej Biblii i w tym sensie powrót do przeszłości. Ten, kto z utęsknieniem wypatruje końca historii, musi ponownie zakorzenić się na fundamencie apostolskim.

Tłumaczył Bogumił Jarmulak.

Źródło: Human Life in Four Directions

Tagged with:
 

Leave a Reply

(Spamcheck Enabled)